środa, 6 lutego 2013

3 biografie- trzech muzyków , trzech Legend...



Filmy takie jak „Naga prawda o Lennonie”, „Skazany na bluesa”, czy „Jestem Bogiem”- zawsze z jednej strony budzą mój podziw i respekt, z drugiej zastanawiam się ile i które sceny są odzwierciedleniem rzeczywistości, a które naciągnięciem reżysera albo chociażby przypuszczeniem.
Z wymienionych trzech tytułów najbliższy jest mi „Skazany na bluesa”, chociażby dlatego, że to z muzyką Ryśka Riedla i zespołu Dżem czuję się najbardziej związana. Dżem swego czasu towarzyszył mi niemal codziennie i z uporem dążyłam do poznania twórczości i historii zespołu. Przed „Skazanym” przeczytałam książkę biograficzną „Rysiek” – i to ona dała mi chyba najbardziej rzetelny obraz, w moim odczuciu wielkiego wokalisty. „Skazany na bluesa” z kolei zrobiony jest tak, że każdy, a przynajmniej każdy z kim rozmawiałam i kto czuł więź z muzyką Dżemu miał łzy w oczach. Zarówno książka jak i film są opowieścią o człowieku, który kochał Indian i dążył do wolności, to opowieść o jego zmaganiach z trudami życia i własną nadwrażliwością.
Tytuł filmu to tytuł jednej z piosenek Dżemu, napisanej przez Ryśka dla przyjaciela, który zmarł z przedawkowania narkotyków, jednak teraz utwór ten niezwykle pasuje do historii samego autora.
„Skazany na bluesa”, swoją premierę miał na festiwalu im. Ryśka Riedla, który zawsze odbywa się w rocznicę jego śmierci „Ku przestrodze” w 2005 roku.
            Znacznie trudniej opisać mi dwa pozostałe filmy dlatego fanów Lennona czy też Paktofoniki proszę o wybaczenie :).
Historię Lennona zna chyba każdy, osobiście nie czuję się specjalistką w dziedzinie twórczości The Beatles jednak Lennona kocham za „Imagine”, miłością nierozsądną. Film „Naga prawda o Lennonie”, nie opowiada całej historii życia Lennona. Jest jedynie okresem spędzony w Anglii, związanym z twórczością zespołu, który stał się przyczyną zbiorowej histerii (zwanej Beatlemanią) jak również relacją członków zespołu –od początku do końca.
Najbardziej utkwiła mi w pamięci  scena tworzenia dźwięków przez Lennona i Yoko Ono.
I o ile twórczość Ryśka Riedla czy Lennona była mi znana przed obejrzeniem filmów, tak muzyka hip-hopowa, nie jest mi znana zupełnie. Jestem chyba jedyną osobą, z „mojego pokolenia”, które nie słuchało tego rodzaju muzyki w żadnym okresie swojego życia. Postać Magika była mi znana raczej z legend krążących na jego temat. Film postanowiłam zobaczyć, trochę dlatego, żeby wreszcie wyrobić sobie opinię, a trochę dlatego żeby zmierzyć się z mniej odległą historią, niż dwie poprzednie.
I szczerze mówiąc nawet mnie gdzieś tam w środku ta muzyka poruszyła, w zasadzie po filmie noga chodziła mi w rytm muzyki. Sama historia przejęła mnie i ukazała w zasadzie chyba najwięcej realnych problemów ludzi młodych żyjących tu i teraz.   
            Myślę, że w każdej z tych trzech historii mamy do czynienia z legendami, z Ludźmi, którzy mogli osiągnąć jeszcze więcej. Te historie mogą być inspiracją do tego aby próbować robić to, co się kocha – z drugiej strony w każdej z tej historii jest przestroga. Tkwi ona zwłaszcza w historii Ryśka i Magika i wyraźnie pokazuje, że czasem dokonujemy takiego wyboru, takiego kroku, który nie pozwala na odwrót biegu zdarzeń.