sobota, 29 czerwca 2013

północ ze wschodem w tle..



Pierwszy etap podróży, mam już za sobą chociaż to dopiero kilkadziesiąt kilometrów w półtorej godziny.
Z KA spędziłyśmy na dworcu godzinę– i to nie z naszej winy. Pani w okienku nr. 1 najpierw pozbawiła nas złudzeń co do zniżek, kiedy więc wreszcie dogadałyśmy który pociąg nam odpowiada odparła, że ona nam biletów nie sprzeda – mamy udać się do okienka naprzeciwko. LUZ. Mogła nam powiedzieć, to nieco wcześniej, a nie po wystaniu swojej kolejki i próbie wyjaśnienia jej na jakie zniżki zasługujemy i gdzie dostać się i kiedy musimy… W okienku „naprzeciw” pan kupował bilety chyba dla całej kompanii wojskowej – z tym, że każdy z jego współpodróżników zasługiwał na inną zniżkę... Ale wreszcie nasza cierpliwość została wynagrodzona  i to my stałyśmy się okupantkami okienka– pani wyjaśniła, że owszem zniżki są, ale pociąg, którym zamierzamy jechać nie dojedzie na miejsce na czas – „bo pociągi zawsze są opóźnione” – więc jedziemy zupełnie inaczej i oczywiście bez możliwości spania w pociągu i tak sukces, że siedzimy – bo wszyscy jadą na open’era – no nic.
Okazało się też, że to wcale nie koniecznie pan kupował tyle biletów różnorakich – po prostu system komputerowy PKP działa niezrozumiały przeze mnie sposób – i zamiast od razu ukazywać, że miejsc w pociągu nie ma, trzeba aby się tego dowiedzieć zrobić jakiś 100 operacji, które zrobić trzeba aby kupić bilet. Wtedy system łaskawie wyrzuca informację, że miejsc nie ma i zabawa zaczyna się od początku z zupełnie nowym pociągiem… Zapowiada się wesoły, tłoczny festiwalowy pociąg – ale być na północy, będziemy – i to chyba na czas.
Bilet powrotny – stanowczo! – kupimy sobie od razu po przyjeździe. Inaczej wróżę, że zostaniemy nad morzem do października.
Wieczór spędziłyśmy na festiwalu kultur wschodu. Oznaczało to głównie koncerty – zespołów mieszanych. I tak mogliśmy na scenie zobaczyć Zakopowera w towarzystwie SunSay ukraińskiej reegaeowej grupy – i naprawdę mnie poruszyli, zarówno Ci pierwsi jak i Ci drudzy. Voo Voo z artystami z Alim Qasimov z Azerbejdżanu.
Oczywiście ja pod samą sceną znalazłam się głównie dla Hey i trzeba im oddać są genialni – na szczęście zagrali kilka swoich utworów a towarzyszył im Jimi Tenor & Kabu Kabu (Finlandia).  
Większość młodych ludzi pod sceną czekało na Comę i żeby uprzyjemnić czekanie skakali pogo dosłownie w każdym przewidywalnym i nie przewidywalnym momencie. W tym oczekiwaniu miałam okazję zobaczyć Myslowitz…. Niestety czułam się okropnie, bo bardzo chciałabym poczuć ulgę – ale jej nie poczułam. Gusta są różne, ale dla mnie to wokal Artura Rojka sprawiał, że Myslowitz był specjalnym zespołem ze specjalnym męskim głosem – teraz to już nie jest Myslowitz… Nie dla mnie. I naprawdę sama sobą czuje się zawiedziona, a ludziom którym się podoba obecny skład zazdroszczę.
Kiedy Rogucki pojawił się na scenie tłum pod nią oszalał. Umiem jakoś utrzymywać się przy tańcu pogo – ale ani ja ani Ka nie specjalnie nadajemy się na szaleńcze uniesienia na tłumie albo z tłumem – a pogo tak przybierało na sile, że postanowiłyśmy się wycofać. Po raz pierwszy uciekłam przed pogo – znaczy, że chyba się starzeję, czy coś…
Sam Rogucki robi wrażenie, dość powiedziałabym potworne – różowy mk up to nie jest coś co podoba mi się w ogóle, a na facetach zwłaszcza. Jak już to wolę inne kolory :) 
Koncertem głównym i podsumowującym był występ Guano Apes – You can’t stop me. Ucieszyłam się z dwóch rzeczy, z wokalu kobiety który jest naprawdę mocny i rockowy i z tego, że nas już pod sceną nie było…. Pralka pod sceną była taka, że na pewno skończyło by się na obitych żebrach – co najmniej. A tak nawet mam stopy całe :)
Dziś podróż ostateczna – jutro mamy w planach być już na północy…

K. Nosowska
P. Rogucki - Coma


1 komentarz:

  1. Super, że Ci się spodobały koncerty.
    Pobyt nad morzem będzie napewno udany - trzymam kciuki.
    J

    OdpowiedzUsuń