czwartek, 17 października 2013

po Chce się żyć - naprawdę CHCE



Dawno nie widziałam filmu, który zrobiłby ze mną coś takiego. Podczas jego oglądania jak i teraz dobę po obejrzeniu na samo jego wspomnienie i opowieść o nim – płaczę- po prostu.
Faktem jest, że mi akurat płacz, nie zdarza się często, podczas odbierania sztuki- bywa, ale podczas opowiadania o niej? Tym razem wszystko jest inaczej.
Ten film jakoś nie specjalnie pasuje mi na kino, w którym go oglądałam, pełnym wiader popcornu i kubłów z napojami. Ten film jest inny… życiowy, prawdziwy, piękny.
„Chce się żyć” sprawia, że po wyjściu z kina właśnie to ma się ochotę wykrzykiwać. To film weryfikujący wartości, ukazujący TO co naprawdę ważne. Film, który wzbudza we mnie wyrzuty sumienia, że czasem zdarza mi się skupiać na rzeczach przykrych, do tego nieważnych w gruncie rzeczy nieszkodliwych. 
Czasem skupiamy się na marudzeniu zamiast w deszczu zobaczyć piękno wody przynoszącej wytchnienie, a w słońcu najbardziej energetycznej żarówki świata, a w górze- wezwania… Czasem naprawdę tracimy wartość życia biegnąc gdzieś gdzie nie do końca jest sens nawet pełzać…
Z racji „zawodu”, zainteresowań i życia – osoby niepełnosprawne KAŻDE zawsze będą mi bliskie. Ja to też "ktoś" niepełnosprawny. Fakt, że mi przytrafiło się „coś” jednego wcale nie oznacza, że nie mogłoby być to coś drugiego czy osiemnastego – nie jestem lepsza, ani gorsza – podobnie jak każdy z Nas, po prostu jestem. I myślę, że świetnie byłoby gdyby ten film – a wierze, że tak będzie – dokładnie to uświadomił Ludziom. Że po prostu wszyscy tylko i aż jesteśmy Ludźmi.  
Jest kilka scen w tym filmie za które aktorowi dałabym najwyższe odznaczenie i choć mam nadzieję, że film zdobędzie wiele nagród zapełniających półki, sądzę że największą będzie jeśli przyniesie chociaż szczyptę uśmiechu i zmian w podejściu do tych, którzy sami o to podejście walczyć nie mogą. 
Dawid Ogrodnik jako Mateusz Rosiński

poniedziałek, 14 października 2013

Cisza jak ta



Kiedy pisałam ostatnio o płycie Ciszy jak ta, tak bardzo nie wiedziałam, żyłam sobie wtedy w zupełnej niewiedzy. I dokładnie sekundę po publikacji wpisu wiedziałam, że mam datę do której odliczam, ze zobaczę ICH  za delikatne ponad dwa tygodnie. Dwa tygodnie minęły w ciągłym oczekiwaniu i faktycznie zagrali po ponad dwóch latach nieobecności w Rzeszowie… Fakt, że mamy do siebie daleko... Być może dziwi niektórych, więc fakt, że śpiewają o Górach, a nie o Morzu – mnie z racji miłości do Bieszczad absolutnie to dziwić nie może, a i pewnie dlatego ich tęsknota tym większa. 
O muzyce mówić jest trudno. Zwłaszcza tej, w której każde słowo ma znaczenie. Ale ta muzyka, to nie tylko słowa to perkusja, gitary, flet i skrzypce i Sześć niezwykłych, a w zasadzie Siedem niezwykłych Osobowości. W tym jedna na czterech nogach :)
Odbieranie tego koncertu różniło się od poprzedniego dla mnie przede wszystkim tym, że tym razem znałam każdy utwór – bo poprzednim razem tylko nieliczne. Rzecz jasna, po raz pierwszy usłyszałam „na żywo” utwory z Wuki – I przyznać muszę, że Skowyt jeszcze bardziej rusza duszę, że tak naprawdę trudno się nie wzruszyć, ale też chyba sensu nie ma powstrzymywać. Być może akurat ten utwór zawsze będzie miał, z racji przeżyć dla mnie takie znaczenie, choć wiem że nie tylko ja akurat na nim łzę rękawem wycierałam.
Podziwiam gardła członków zespołu bo ja po jednym koncercie z mówieniem mam problem choć na szczęście z Nimi udało mi się kilka słów zamienić. Ale jeszcze raz, tu DZIĘKUJE i mam nadzieje, że zobaczymy Was szybciej, z tymi trzema kolejnymi nowymi płytami :) 
Tymczasem zostałam obdarowana pierwszą płytą Ciszaków „Zielona magia” i gdy tylko jestem w mieszkaniu płyta gra…