Kiedy
pisałam ostatnio o płycie Ciszy jak ta, tak bardzo nie wiedziałam, żyłam sobie
wtedy w zupełnej niewiedzy. I dokładnie sekundę po publikacji wpisu wiedziałam,
że mam datę do której odliczam, ze zobaczę ICH
za delikatne ponad dwa tygodnie. Dwa tygodnie minęły w ciągłym
oczekiwaniu i faktycznie zagrali po ponad dwóch latach nieobecności w
Rzeszowie… Fakt, że mamy do siebie daleko... Być może dziwi niektórych, więc fakt,
że śpiewają o Górach, a nie o Morzu – mnie z racji miłości do Bieszczad
absolutnie to dziwić nie może, a i pewnie dlatego ich tęsknota tym
większa.
O
muzyce mówić jest trudno. Zwłaszcza tej, w której każde słowo ma znaczenie. Ale
ta muzyka, to nie tylko słowa to perkusja, gitary, flet i skrzypce i Sześć
niezwykłych, a w zasadzie Siedem niezwykłych Osobowości. W tym jedna na
czterech nogach :)
Odbieranie
tego koncertu różniło się od poprzedniego dla mnie przede wszystkim tym, że tym
razem znałam każdy utwór – bo poprzednim razem tylko nieliczne. Rzecz jasna, po
raz pierwszy usłyszałam „na żywo” utwory z Wuki – I przyznać muszę, że Skowyt
jeszcze bardziej rusza duszę, że tak naprawdę trudno się nie wzruszyć, ale też
chyba sensu nie ma powstrzymywać. Być może akurat ten utwór zawsze będzie miał,
z racji przeżyć dla mnie takie znaczenie, choć wiem że nie tylko ja akurat na
nim łzę rękawem wycierałam.
Podziwiam
gardła członków zespołu bo ja po jednym koncercie z mówieniem mam problem choć
na szczęście z Nimi udało mi się kilka słów zamienić. Ale jeszcze raz, tu
DZIĘKUJE i mam nadzieje, że zobaczymy Was szybciej, z tymi trzema kolejnymi
nowymi płytami :)
Tymczasem zostałam obdarowana pierwszą
płytą Ciszaków „Zielona magia” i gdy tylko jestem w mieszkaniu płyta gra…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz