Ostatnimi czasy
byłam nieco wycofana z życia, blogowego zwłaszcza. Natłok zajęć na uczelni- kto
studiuje i studiował ten wie, kto nie studiuje, a zamierza ten się dowie, z
przyczyn również bardziej radosnych jak i mniej bo chorobowych. I choć niektóre z nich nie minęły zupełnie, a raczej powinnam rzec
trwają w swej najlepszej postaci postanowiłam zawrzeć z sobą samą umowę i się
podnieść. Przecież w zasadzie to mam wyćwiczone do perfekcji powstawanie w
każdych okolicznościach więc i tym razem podejrzewam, że udać się musi.
Otóż w moje
dłonie, dziś jako podarek urodzinowy dostała się płyta, płyta którą bardzo
chciałam. Już wcześniej kilkanaście razy przesłuchiwałam kilku z niej utworów,
a na moje uparte przeszukiwanie innych wirtualny świat był nieczuły. Ale już
mam swoją własną płytę „Światło i mrok” (Wilki)
I chociaż w
płytach okładka najważniejsza nie jest, to ta akurat na uwagę zasługuje. Bo w
moim odczuciu Gawliński w tym pióropuszu wygląda znakomicie- osobiście bardzo
taki pióropusz mi się marzy – a do tego chyba najwspanialej na świecie tym
jednym akcentem oddaje klimat płyty. Dla mnie TO krzyk o wolność- zew wolności
w najpiękniejszym słowa tego znaczeniu. I cała płyta ma dokładnie taki klimat –
Jest wędrówką i poszukiwaniem,
miejsca, ludzi – tego co ważne, tego co naprawdę warto gromadzić i tego co
pozostaje na zawsze.
I chociaż o
muzyce mówić jest trudno, bo muzyka jak mawiają niektórzy bronić powinna się
sama – to ta, zupełnie nie musi tego robić. I gdzieś tam bardzo głęboko w sobie
wiele tekstów odczuwam prawie jak swoje własne wołania… problem polega na tym, że ja bym tego nigdy tak nie zaśpiewała.
"Światło i mrok" Wilki (2012) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz