W przyciemnionej, chyba najbardziej
dziwacznej sali mojego studium gdzie zawsze odbywała się „sztuka” zobaczyłam TO.
Najsłynniejszą puszkę pomidorówki, a zaraz później (we wszystkich rażących
kolorach) jeszcze słynniejszą twarz Marilyn Monroe i będę szczera jedynie, co
rzuciło mnie na kolana – a bardziej obrazowo i dosłownie mówiąc na twarz to
brak powietrza w sali – dzięki, zawsze zaciemnionym oknom. Dzieło nie powalało,
powalało – mnie przynajmniej wówczas – te wszystkie "ahy" nad jego doskonałością,
być może bywam ignorantką albo zwyczajnie się nie znam. Ale jestem (dla
przypomnienia tym co wiedzą) i tym co nie wiedzą – dokładnie tym samym
człowiekiem, tylko nieco starszym – który Warszawską Kolumnę Zygmunta mianował "kichą"….
Więc – może
faktycznie – się nie znam.
Ale gdy tylko usłyszałam, że oto
goszczą w sąsiedztwie dzieła Tego od puszki pomidorówki stwierdziłam, że czas
się przeprosić, a może zwyczajnie trochę lepiej poznać. I tak oto dałam
Andy-emu jeszcze jedną szansę, albo On mi – jak już wolicie :)
I nie żebym od razu się zakochała, bo
po pierwsze Andy nie żyje od 22 lutego 1987 roku po drugie był homoseksualistą,
więc miłość, tak czy owak skazana byłaby na niepowodzenie, ale jednak…. Jest w
nim coś.
I gdyby ta Pani wtedy, na tej sztuce
zaczęła od jego własnych autoportretów albo, chociaż od tych psychodelicznych
krów, które umieszczone były na ścianach wystawy czy serca, którego teraz za
nic w świecie znaleźć nie mogę - choć się krzątam po Internecie w tej sprawie
dobrą chwilę… Ale nie, od puszki z zupą, bo jak ja pomidorówki zjeść nie mogę
to jakoś nie umiem za nią przepadać – najwidoczniej.A i pani Monroe mnie jakoś nie powala, ma dość kiepską biografię i zbyt piękne loki (niech będzie, że z zazdrości).
I nie wiem czy powinnam wybrać
dzieło NAJ – dla mnie absolutnie wygrało serce i portret (tego drugiego macie w
linkach) piękna też była kompozycja złożona ze stołu, krzesła i zestawu
obiadowego – w całości owinięta folią aluminiową i tylko nie wiem, czy Andy
to zrobił czy może w takich warunkach jadł….
Andy ponoć mawiał, że każdy będzie
miał swoje 15 minut sławy – u mnie akurat nastąpiła Jego sława – szkoda tylko,
że wpis czyta się krócej niż kwadrans :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz