wtorek, 12 listopada 2013

Mój biegun - czyli o tym, że ograniczenia tkwią w głowie



Każdy człowiek zmaga się ze swoimi problemami – czasem nas przygniatają, czasem nie wiemy co robić, czasem nie znajdujemy powodów do uśmiechu. Każdy ma problemy…
Ale czy naprawdę? Od obejrzenia „Chce się żyć”, nie minęło przecież tak długo, a kolejny film spowodował, że obiecałam sobie samej kopa jeśli raz jeszcze zacznę zbyt poważnie marudzić lub jeśli dam sobie jakiekolwiek prawo na poczucie, że w zasadzie wszystko już stracone…
„Mój biegun” – to genialna opowieść, o tym, że właśnie nie, że jeszcze wszystko jest możliwe dopóki żyjemy.
Gdyby jeszcze ta opowieść była wyssana z palca, to można byłoby się pokusić o usprawiedliwiające stwierdzenie „to tylko film, w życiu bywa przecież inaczej”, problem polega na tym, że na szczęście życie Jaśka Meli ma miejsce TERAZ. Nie jest wymyślonym bohaterem, nie żył w czasach wojny,  nie jest nieosiągalny. Jest taki jak my. Z tym, że On w przeciwieństwie do wielu z Nas ma odwagę marzyć…
O wyprawie chłopca, który przeszedł amputacje nogi i ręki na biegun kilka lat temu słyszeli wszyscy. W jednym z programów informacyjnych stale pokazywano jak Jasiek przygotowuje się do wyprawy, osobiście moment kiedy zdobył biegun pamiętam dokładnie – stałam przed telewizorem zwyczajnie zachwycona, że Mu się udało. Gdzieś tam w środku doskonale wiedząc, że to nie ten punkt na mapie jest ważny, ale przesunięcie własnych granic i możliwości – wiedza, że można.
Głosy, że taki Jasiek jest jeden, a wielu niepełnosprawnych jest pozostawionych samotnie, bez takiej pomocy, bez takiej opieki, są słabe. Zauważcie, że On sam – z pomocą bliskich osób na swoje własne marzenia, a nawet podstawowe funkcjonowanie ciężko zapracował. Nikt nie wyciągnął w jego stronę czarodziejskiej różdżki – to On jest najważniejszym twórcom swojego sukcesu. Bo walczył – i tą walkę niesamowicie w filmie widać. Na taką samą walkę może się pokusić wielu… wystarczy tylko tak naprawdę chcieć.  
Film to nie tylko opowieść o Jaśku ale też jego rodzinie - o tym jak bardzo trudne sytuacje wpływają na dom, jak odbijają się na rodzicach. I to Im należy się ogromny szacunek, za mobilizacje, za to że im się chciało walczyć kiedy naprawdę bywało ciężko. Takich rodziców jest sporo. Rodziców którzy modlą się aby problemem były złe wyniki w nauce, a nie dziecko na intensywnej terapii. Ten film niezwykle pokazuje jak dobrze jest mieć bliskich, którzy po prostu są – mimo, że bywa ciężko.
Nie jest sielankowy. Niech zaświadczy o tym fakt, że cola została nienaruszona przez cały seans, a łzy pojawiły się u mnie po chyba 4 pierwszych minutach filmu. Choć ich pojawienie nieco mnie zaskoczyło, bo przecież znam historię Jaśka – zarówno z opowieści jak i książki.. ale historia plus genialna gra aktorska, której nie można pominąć działa niesamowicie.
Ten film weryfikuje i stawia do pionu. Przypomina, że życie jest piękne bez względu na to co ze sobą niesie, trzeba tylko się nauczyć podnosić z upadków i dostrzegać, że jeszcze wszystko jest możliwe…
Więc czy naprawdę masz tak okropny problem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz